Photo by Green Chameleon on Unsplash
5 listopada| Artykuły

Pisanie – kolejny sposób na zarabianie, czy spojrzenie w głąb własnej duszy?

Słyszymy Pamiętnik, dopowiadamy Księżniczki. Ewentualnie Babci Kubusia Puchatka. Pisanie pamiętnika w męskim gronie raczej uchodzi za obciach. Za to, że […]

Słyszymy Pamiętnik, dopowiadamy Księżniczki. Ewentualnie Babci Kubusia Puchatka. Pisanie pamiętnika w męskim gronie raczej uchodzi za obciach. Za to, że tak jest w dużej mierze odpowiadają chyba dziecięce pamiętniki z wpisami od najbliższych, typu na górze róże, na dole fiołki. Ale nie zawsze musi tak być. Pamiętnik pisał Bilbo Baggins, Miron Białoszewski i święta Faustyna Kowalska. Ta ostatnia pisała co prawda dzienniczek, ale to chyba to samo. To znaczy nie to samo. 

Dziennik

Dziennik w znaczeniu literackim to gatunek autobiograficzny. Jest pisany na bieżąco, codziennie. Jak to dziennik. Pisze się go albo dla siebie, do szuflady, albo dla wydania, do księgarni. Jak do księgarni, to może być wydawany fragmentami. Ale autor może też chcieć wydać go w całości, po ukończeniu. Tylko skąd wiemy, że to już koniec? W dzienniku zazwyczaj mamy daty i miejsce powstania zapisków. Jego nazwa wywodzi się od łacińskiego słowa diarum. Kiedyś było to określenie codziennej porcji pokarmu wydawanej żołnierzom. Dzisiaj dziennik już raczej kojarzy się bardziej z pisaniem niż z jedzeniem. I nie można go traktować jako zapisu wspomnień. Powstaje na bieżąco. Tutaj nie ma czasu na dystans czy refleksje po czasie. To po prostu zapis chwili. Każdy dziennik jest inny. To jak wygląda zależy od tego kto go pisze. Nie ma jakiegoś z góry narzuconego planu. Autor decyduje co i jak opisać. Jest zwykłą relacją z codziennych wydarzeń, uczuć, przemyśleń, refleksji na wszelkie tematy. I co ważne – nie musi dotyczyć wydarzeń z życia tego, kto go pisze. Może być po prostu zapisem wewnętrznych poruszeń. Zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z tak zwanymi dziennikami intymnymi. Te tak zwane zewnętrzne mówią po prostu o wydarzeniach. Intymnych nie pisze się raczej z myślą o upublicznianiu. Zewnętrzne jak najbardziej. Pisałem, że dziennik jest zwykłą relacją. Relacją może i zwykłą, ale bywa, że relacją z wydarzeń bardzo niezwykłych. Dzienniczek św. Siostry Faustyny jest dosyć nietypowym dzienniczkiem. Kto wie, może to wcale nie jest dziennik. Ale widocznie nie znaleziono lepszego określenia dla czegoś tak wyjątkowego, jak rozmowa Boga z człowiekiem. I nazwano to dziennikiem. Dzienniczkiem dokładnie. Nie był pisany codziennie. Jest kwintesencją intymności, a mimo to został wystawiony na widok publiczny. I to tak, że bardziej się nie da. Dzienniczek Faustyny jest najczęściej tłumaczoną na świecie polską książką. Częstuję fragmentem:

Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylonej szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragę, aby ten obraz był czczony najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Kiedy o tym powiedziałam spowiednikowi, otrzymałam taką odpowiedź: To się tyczy duszy twojej. Mówi mi tak: Maluj obraz Boży w duszy swojej. Kiedy odeszłam od konfesjonału, usłyszałam znowu takie słowa: Mój obraz w duszy twojej jest. Ja pragnę, aby było Miłosierdzia święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia.

Inny hit wśród dzienników to Dziennik pisany nocą Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. To też jest przykład dziennika intymnego upublicznionego. Te intymne są najciekawsze akurat, więc nic dziwnego, że ludzie chcą je czytać. Herlig-Grudziński obnaża w nim swoje ostre zakręty wewnętrzne. Jedynie samotność jest w życiu człowieka stanem graniczącym z absolutnym spokojem wewnętrznym, z odzyskaniem indywidualności. Tylko w pochłaniającej wszystko pustce samotności, w ciemności zacierającej kontury świata zewnętrznego można odczuć, że się jest sobą aż do granic zwątpienia, które uprzytamnia nagle własną nicość w rosnącym przeraźliwie ogromie wszechświata.. 

Gustaw pisał nocą, Jakimowicz niemocą. Zresztą mocą też kiedyś pisał. Jego Dziennik pisany niemocą to trochę dziennik, trochę nie-dziennik. To denna książka opowiadająca o pokornym Bogu, schodzącym na samo dno człowieka plus wywiady-rzeki z ludźmi, którzy mają coś do powiedzenia. Można i tak. Wybór jest oczywiście totalnie subiektywny. Trochę tego jest. Ludzie piszą na potęgę. I dobrze. Jak jest o czym, to czemu nie. Kolega powiedział mi kiedyś, że internet to największa rewolucja od czasów wynalezienia koła. No rzeczywiście, sieć zmieniła ciut nasze życie. To pisarskie też. Od kiedy sieć oplotła nas, możliwość upubliczniania wszystkiego tego co myślimy, piszemy, mówimy, robimy, gramy, śpiewamy, jemy i tego jak wyglądamy (albo tego jak chcielibyśmy wyglądać) stała się niepokojąco łatwa. Pewien wyśmienity saksofonista jest autorem powiedzenia: moje konto jest już pełne (to wyraz niechęci muzyków do otrzymywania wynagrodzenia przelewem). Ciekawe, czy internetowi grozi pełność? 

BLOG to zlepek dwóch angielskich słów: web i log. Czyli po prostu dziennik internetowy. To rodzaj strony internetowej z odrębnymi, zazwyczaj chronologicznymi wpisami. Możliwość archiwizacji, porządkowania i tagowania wszystkiego tego (nie TAGO!), co się napisze. Dziennik sieciowy daje możliwości, o których w czasach prehistorycznych nie śniono nawet – bezpośredniego komentowania przez czytelników wszystkich zapisków autora. Jednak to co czyni bloga tworem dzienniko-podobnym to jego spersonifikowany charakter. Osobisty w sensie. Termin blog uknuty został w 1999 roku przez Petera Merholza, redaktora Robot Wisdom, jednego z najwcześniejszych internetowych dzienników. Od dwóch lat funkcjonowało już wprawdzie określenie weblog, ale tutaj chodziło jedynie o strony zawierające linki do innych stron. Ewentualnie komentarze ułożone w porządku odwrotnym do chronologicznego. Sytuacja była bardzo rozwojowa. W końcu blog wyewoluował do tego, z czym dzisiaj kojarzy się najbardziej – do formy osobistego pamiętnika online. O pamiętnikach niebawem. Ale blog jako dziennik intymny to jednak fragment większej całości. Ta całość została nazwana blogosferą, czyli workiem do którego wrzuca się wszystko co blogo-podobne. Form i odmian trochę jest. Jak tekst to blog po prostu. Jak zdjęcia to fotoblog. Dźwięki – audioblog.  Filmy – videoblog, albo po prostu vlog. Pisany za pomocą urządzenia mobilnego to moblog. Jak wpisy dokonywane są przynajmniej raz dziennie to dynamiczny blog. Jak pisze komputer, a nie człowiek to roblog. Jak jest manipulacja wynikami wyszukiwań wyszukiwarek (wy-wy-wy) internetowych to jest spam blog. Są blogi osobiste, relacyjne, zawodowe, świat opisujące i reklamowe. Wystarczy. Zaraz mózg mi się zbloguje.

Blogosfera to dzisiaj potężna gałąź biznesu, fenomen społeczny, najdoskonalsze ze znanych człowiekowi narzędzie do uwalniania swoich ekshibicjonistycznych potrzeb. Chiara Ferragni uchodzi za najsłynniejszą blogerkę świata. Influencerka jakich mało. Za influencera uważa się kogoś, kto posiada bloga, vloga, konto na Youtubie, Snapchacie lub innym portalu społecznościowym, i może swoją opinią wpłynąć na grono co najmniej kilkuset osób. Chiara spełnia te wymogi po tysiąckroć. Ma niespełna 15 milionów osób obserwujących ją na Instagramie. Jeśli ktoś chciałby umieścić tam sponsorowanego posta, musi wyskoczyć z kilkunastu tysięcy dolców. To czysty biznes. Z wewnętrzną i bezinteresowną potrzebą przelewania na papier swojego życia niewiele to ma wspólnego. Gdzie te czasy, kiedy wystarczało pióro i zeszyt? 

Pamiętnik

Tego dnia siedziałem sobie spokojnie w mojej norce w Beg Endzie. W pewnej chwili ktoś zastukał do moich drzwi. Był to Gandalf i trzynastu krasnoludów. Zaproponowali mi udział w wyprawie po skarb a jako nagrodę jego czternastą część. Nie podobał mi się ten pomysł, ponieważ jestem raczej typem domatora a nie podróżnika. Nie miałem jednak wyjścia, więc zgodziłem się.

Tak swój pamiętnik zaczyna Bilbo Baggins. Co było dalej wszyscy wiemy. Granica między dziennikiem, a pamiętnikiem jest płynna. Są dzienniki, które bywają pamiętnikami. Są pamiętniki, które  bywają dziennikami. Generalnie pamiętnik nie jest bieżącym zapisem życia day by day. Mówi o wydarzeniach po jakimś czasie od ich zaistnienia. I daje możliwość spojrzenia na nie z dystansu. I dotyczy tylko spraw, które autor przeżył osobiście. Daje możliwość tak zwanej narracji dwupłaszczyznowej. 

  • płaszczyzna pierwsza – opis wydarzeń z przeszłości
  • płaszczyzna druga – aktualna refleksja nad nimi

Jan Chryzostom Pasek popełnił jedne z najbardziej znanych pamiętników. Popełniał je dopiero pod koniec życia. Miron Białoszewski prace nad swoim Pamiętnikiem z Powstania Warszawskiego zaczął w 1967 roku. Czyli 23 lata po zakończeniu bohaterskiego zrywu. Tak, to są pamiętniki. Dobrze, że ludziom chce się pisać. Piszmy i my. Pisanie jest zawsze dobre. Bo odrywa nas od bezproduktywnego pochłaniania internetowego chłamu. Bo działa jak dobra terapia: pomaga dostrzec, nazwać i wyrzucić z siebie emocje. Bo jest najprostszą drogą do umiejętności wyrażania swoich myśli. Bo to okazja pogadania z samym sobą. Bo to sposób na ulotność dobrych pomysłów. Bo to jedyny w swoim rodzaju przeszłościowy wehikuł czasu. Bo to często jedyna szansa, by inni dowiedzieli się, kim jesteśmy. 

Dziennik i pamiętnik w jednym? Tak. Nasze życie. Możemy pisać piórem, długopisem, klawiaturą, kamerą czy mikrofonem. Ale nasz najważniejszy dziennik/pamiętnik (niepotrzebne skreślić) piszemy swoim życiem. Jest najdokładniejszy i najszczerszy. Każda chwila naszej egzystencji, każda myśl, każdy gest, każdy czyn i słowo. Wszystko co zrobiliśmy, albo nie zrobiliśmy, a powinniśmy zrobić. Zapisane jest dosłownie wszystko. Powiadają, że kiedyś po tamtej stronie przeczytamy go od pierwszego do ostatniego zdania. Podobno to ma być vlog. Taki, że zobaczymy CAŁE nasze życie jako widzowie. Chyba boimy się tego seansu. Nie będzie czasu na autoryzację, na tendencyjność, na odrzucanie kompromitujących treści, na manipulację i na wybieranie zdjęć, na których wypadliśmy najkorzystniej. Czysta prawda o nas. Da się to przeżyć? Tak. Ale jest jeden warunek. W czasie oglądania musimy trzymać Jezusa za rękę. 

adam szefc szewczyk

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.