Pixabay
25 października| Artykuły

Czy warto być minimalistą? To zależy

Życiowi minimaliści to ideowi wrogowie największej epidemii naszej cywilizacji - pełzającej konsumpcji. Obsesja na punkcie otaczania się przedmiotami (od wielkich domów po breloki do kluczy) dotyczy raczej większości z nas.

Minimalizm ma wiele twarzy. Ale generalnie zawsze chodzi o to samo. Ma być mało i prosto. Minimalistyczni plastycy dążyli do totalnego ograniczenia środków artystycznego wyrazu. Operowali uproszczonymi bryłami, podstawowymi kształtami typu koło, trójkąt czy kwadrat. Powierzchnie dzieł zwykle były gładkie o jednolitych, stonowanych barwach. Skojarzenia zazwyczaj były takie same: pierwotne formy architektury, produkcja przemysłowa, surowość. Minimalistyczne dzieła miały być wyzute z wszelkiej oryginalności. Taka sztuka wywrócona do góry nogami. Bo w tej, która twardo na nich stoi chodzi właśnie o to: tak zwany ARTYSTA ma wyrazić swoją indywidualność najbardziej jak się da. Minimalizm idzie tutaj pod prąd. Zero “śladu autorskiego” i kojarzenia z kimkolwiek i czymkolwiek.

Czy to dalej sztuka?

Dla mnie taka koncepcja sztuki to trochę absurd. Na każdym dziele odciśnięty jest ślad twórcy. Nie wierzę w koncepcję tworzenia anonimowego. Sprzeczność. Biblia takich, którzy w stworzeniu nie rozpoznają śladów Boga nazywa ostro: to głupcy. No, ale niech będzie. Człowiek ma prawo poszukiwać. Intencje minimalistów plastyków są w sumie spoko. Kontakt z ich dziełami ma wygenerować w nas spokój, kontemplację, medytację, bezruch, ciszę. I żadne tam artystyczne fajerwerki nie powinny zakłócać tych błogostanów. Nie wiem na czym miała by polegać kontemplacja pomarańczowego kwadratu albo falującego, czarnobiałego spaghetti, ale to chyba tylko taki ignorant sztuki jak ja może tego nie wiedzieć. A może minimalistyczny obraz ma być tylko pretekstem do wejścia w głąb jakiejś ukrytej rzeczywistości? Może. Kiedy oglądam dzieła jednego z liderów minimalizmu, Sol LeWitta, wrażenia mam bardzo pozytywne. Kolorowo i kształtnie. Spokojnie widziałbym coś takiego na ścianie w swoim loftowo urządzonym domu marzeń. A jakby te wszystkie prace zebrać do kupy, to mamy najbardziej wypasiony na świecie album złudzeń optycznych.

W kliku słowach

Wiedzieliście, że jedna z ikon światowej literatury, Ernest Hemigway, jest uważana za pisarza minimalistycznego? Minimalizm w pisaniu polegać ma na tym, by za pomocą małej ilości słów, bez bawienia się w szczegółowość opisów i zawiłe dosłowności, zbudować jakąś konkretną epicką całość. Bohaterowie powieści minimalistycznych są często nieprzewidywalni w swoich działaniach, choć są zazwyczaj przeciętnymi ludźmi. Takimi chłopakami z sąsiedztwa. Kimś takim był na pewno bohater jednej z kultowych powieści Hemingwaya, Stary człowiek i morze. Prosty chłop, który niewiele gadał. Ale historia przegłęboka. W każdym tego słowa znaczeniu.

Piętno jakie minimalistyczna koncepcja odcisnęła na dzisiejszej kulturze jest potężne. Krótkie, chwytliwe hasła o podwójnej grze słów to powszechnie obowiązujący standard. Tego oczekuje dzisiaj człowiek – sposobu, by prosto i szybko wyrazić coś co jest złożone. 

W muzyce

Za początek minimalizmu w muzyce uważa się początek lat 60. XX wieku. Tu też jest bardzo ciekawie. Trochę moja działka. Romans muzyki minimalistycznej z jazzem i rockiem był chyba nieunikniony. Założenia podobne jak do tej pory. Mało i prosto. Treści należało szukać gdzie indziej. Jeśli odkryjemy, że minimalizm w muzyce garściami czerpał z prymitywnych kultur azjatyckich i afrykańskich, że stawiał na powtarzalność (fachowo: repetytywność, gdyby ktoś chciał szerzej) i szerokim łukiem omijał skomplikowaną intelektualnie i nieprzejrzystą muzykę współczesną, zrozumiemy dlaczego dzisiejsza muzyka rozrywkowa jest taka prosta formalnie. Jest za to rozbujana do granic rozbujania. Jeden riff, kilka słów i chwytliwa fraza centralna. Niezależnie od stylu. W dużym uproszczeniu tak można zdefiniować współczesną piosenkę. Ale to tylko jeden z odcieni minimalizmu w muzyce. Taki na przykład John Cage, poszedł po bandzie na maksa i napisał utwór na fortepian solo pod intrygującym tytułem 4’33. Nie będę spoilerował tego kultowego kawałka. Posłuchajcie sami. Jest na YT. Ma już prawie 6 000 000 wyświetleń! Jeśli miałbym wskazać kwintesencję minimalizmu w muzyce, to wskazałbym właśnie 4’33. 

W życiu

Na koniec zostawiłem sobie najciekawsze. Tak myślę. Minimalizm jako filozofia życia. Życiowi minimaliści to ideowi wrogowie największej epidemii naszej cywilizacji – pełzającej konsumpcji. Obsesja na punkcie otaczania się przedmiotami (od wielkich domów po breloki do kluczy) dotyczy raczej większości z nas. Żyjemy w przerażającym tempie. Pracujemy coraz więcej by zarobić na spłatę kolejnego kredytu, nowego auta czy ekskluzywnych wakacji na Majorce. Widzieliście kiedyś filmiki z ludźmi, którzy wpadają w histerię, bo jakaś sieciówka ogłosiła jakąś mega promocję? Opuścić naszpikowany towarem i reklamami hipermarket z pustym koszykiem, to jak wrócić suchym z deszczowego spaceru. Życiowi minimaliści radzą: nie kupuj rzeczy, które nie są ci niezbędne. A jeśli już takie posiadasz, pozbądź się ich. Wiecie, że gdyby wszyscy ludzie na świecie od dzisiaj zaczęli kupować tylko to, czego naprawdę potrzebują, większość globalnych koncernów zbankrutowałoby od razu? Już dawno zorientowano się, że wielką kasę robi się nie na tym co ludzie muszą kupić, ale na tym co chcą kupić. Więc wciska im się to chcenie wszystkimi możliwymi sposobami. I kupujemy kręcąc się jak chomiki w kołowrotku. Zamknięci w klatce pędzimy donikąd. W minimalizmie chodzi o to, by posiadać tylko to co trzeba i mocniej skierować swoją życiową energię na to, co jest najważniejsze. Czyli na pielęgnowanie relacji z bliskimi, rozwijanie pasji, dbanie o zdrowie i takie tam ważne rzeczy. Ale uwaga. Prorocy minimalizmu mogą nas z jednej pułapki zapędzić w drugą. Chęć nieposiadania też może stać się obsesją. Demon nie neguje żadnej z rzeczywistości naszego życia. Nie neguje miłości, prawdy czy wolności. Ale zadaje pytanie o to, co nimi jest i wciąż przesuwa granice. Radykalny krok pozbycia się wszystkich przedmiotów z naszego życia nie uczyni nas szczęśliwymi. Da może chwilę satysfakcji. Szczęście bierze się z tego co mamy w sercu. 

Leo Babauta, światowy architekt minimalizmu chrześcijańskim moralistą może nie jest, ale trochę kuma chachę, więc przytoczę.

  • Po pierwsze mówi: pozbądź się zbędnych rzeczy. Dobrze mówi. Większość z przedmiotów, które mamy w domu, są nam do niczego niepotrzebne. Uzasadnianie takiego chomikowania koncepcjami typu a może to się kiedyś przyda to bzdura. Mamy takie różne zbiórki, akcje charytatywne. Może warto pomyśleć nad małym odejmowaniem? Nie dość, że nam przestanie coś w domu przeszkadzać to jeszcze komuś może to zacząć pomagać. 
  • Po drugie: określ, co jest dla Ciebie najważniejsze. Bo być może dawno zapomniałeś.
  • Po trzecie: właśnie dla tego co najważniejsze poświęcaj swoje życie. Tutaj zwykle odkrywamy, że większość swojego czasu i energii trwonimy na rzeczy, które kompletnie nie są tego warte. Smutne ale prawdziwe. 
  • Po czwarte: wypełnij swoje życie radością i szczęściem. Musisz odkryć, co jest tego źródłem, podpiąć się i żyć. 
  • Po piąte: wciąż się rozwijaj. Kto stoi w miejscu i uważa, że już wszystko umie, ten się cofa. Już Goethe to wiedział. 

A o tym, że chrześcijaństwo jest religią minimalistyczną wiemy już od samego początku tego pisania. Wróć! Chrześcijaństwo to nie religia. To Dobra Nowina, w której minimalizm (zwał jak zwał) jest jednym z istotniejszych elementów. Tak, to prawda. Kiedy Jezus wzywa do postu i jałmużny, kiedy przestrzega przed gromadzeniem skarbów na ziemi, albo kiedy upomina Martę, by nie troszczyła się o wiele tylko skupiła na tym jednym najważniejszym, to co to jest, jak nie minimalizm? Taki minimalizm to ja mogę z czystym sumieniem polecić. Bez ściemy, bez dziwnych domieszek. Deal życia, że tak powiem. 

adam szefc szewczyk

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.